W ubiegłą sobotę, FC Barcelona mierzyła się z Granadą na Camp Nou. Katalończycy na papierze byli wielkimi faworytami w tym meczu, lecz rzeczywistość okazała się barzdo brutalna. Do czasu. Już w 7. minucie spotkania Granada wyprowadziła groźną kontrę, podczas której Roberto Soldado został sam na sam z naszym bramkarzem Ter Stegenem, lecz na szczęście po strzale, który przeleciał nad niemieckim bramkarzem, piłka trafiła w poprzeczkę. Było to pierwsze ostrzeżenie dla ,,Dumy Katalonii". Co się odwlecze to nie uciecze i w 24. minucie meczu po strzale z około 27 metrów, piłkę do siatki umieścił Maxime Gonalons. Cały stadion był w szoku, że ten Francuski defensywny pomocnik przedostatniej w tabeli ligowej Granady potrafił tak huknąć, że nawet tak dobry bramkarz, jak Marc-Andre Ter Stegen nie potrafił rzucić się do strzału z takiej odległości.Wszyscy jednak wiedzieli, że na boisku został ten niegroźnie wyglądający Argentyńczyk, który potwierził swoją klasę w 43. minucie strzałem z rzutu wolnego z około 20 metrów. Messi przyzwyczał nas do świetnego wykonywania rzutów wolnych, więc niektórzy kibice byli pewni, że jak do piłki podejdzie Argentyńczyk, to dla bramkarza Granady może być to jak wyrok. Druga połowa jednak dalej nie szła po myśli zawodników FC Barcelony i w 47. minucie, więc tuż po rozpoczęciu drugiej częsci, padł kolejny gol dla Granady autorstwa Roberto Soldado.Messi musiał wziąć sprawy w swoje nogi i odpowiedział już w 55. minucie strzałem po ziemii z około 16 metrów, co pobudziło resztę zawodników Blaugrany i w 78. minucie po kapitalnej asyście Argentyńczyka, piłkę do siatki skierował Luis Suarez. W 88. minucie jednak Leo postanowił skompletować swojego kolejnego hat-tricka po dwójkowej akcji z Jordim Albą. Mecz zakończył się wynikiem 4:2 a MVP został oczywiście Leo Messi.